niedziela, 25 sierpnia 2013

Chapter 2 cz. II

Justin

André rzucił pustą broń na podłogę z dużą złością, a po wykrzyczeniu czegoś czego nie zrozumiałem, rozdarł rękaw mojego pieprzonego, firmowego garnituru.

 Zanim zdążyłem pomyśleć już warczałem w nadludzkiej odwadze i rzuciłem się na niego,
głośno przewracając go na podłogę i okładając pięściami po jego brzuchu i ramionach, ale to zwierze było większe i silniejsze ode mnie więc zatrzymałem swoje pięści w sekundę gdy uderzył mnie w twarz.

   - Moja pieprzona twarz! - Krzyknąłem i uderzyłem jego pierś z obu rąk. André zrobił to samo ale mocniej i kiedy się na to natknąłem pchnął mocniej, ciągnąc mnie na podłogę i stając na moich nogach aby trafić w mój brzuch. Jęknąłem i próbowałem go zdjąć, ale nie mogłem.
   - Ona mnie zabije.

   - To dla ciebie, nie zadzieraj ze mną ponownie. - walcząc jęknąłem, gdy próbowałem wydostać się z pod niego.  - Jakieś pomysły kto chce mnie zabić?

   - Wziąłem gówno - i wyjąłem ramie spod jego ręki i, że nic innego nie mogłem zrobić, przyłożyłem swoją pięść do jego policzka ze wszystkim, bez procesu, że nie powinienem robić czegoś takiego.

   - W PIEPRZONĄ TWARZ TY SKURWYSYNU! - Wrzasnął bardzo głośno z twarzą wykrzywioną w strasznym grymasie. Zaśmiałem się kiedy zobaczyłem jak jego policzek i miejsce wokół oka stają się czerwone.

   - Skur co?! - Domagał się cichy głos, miękki i mocny, naprawdę zły. André i ja zamarliśmy i spojrzeliśmy równie przerażeni w bez ruchu.

   - Powtórz, Thomasie André Bieber Ciranelli. - rozkazała głosem niskim i twardym.  - I wstańcie z podłogi.

Mógłbym powiedzieć, że w miej niż dwie sekundy  oboje staliśmy twardo i sztywno na przeciwko naszej matki, czekając na karę, czekając na krzyki, i czekając na wszystko co mogła nam zrobić.

   - Skur... wy..., uh... Przepraszam. - po prostu zaczął bełkotać, jak to zawsze z nią robi. Nie uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, że kara i upokorzenie były też dla mnie.
Ta kobieta mogła tak ze wszystkimi.

   - Powiedz to jeszcze raz.

   - skurwysyn... - mruknął półgłosem.

   - To nie za mądrze, aby odzywać się tak do swojego brata... Wasza dwójka ma mnie dość z jego niedojrzałymi bredniami. - splunęła ze złością, idąc bliżej nas.

Na pewno obraz byłby zabawny. Dwóch chłopców z miarą około sześciu stóp, zastraszeni przez kobietę z miarą jakichś pięciu stóp, talią jak spaghetti i twarzą anioła.

   - Jak wiele razy w tym tygodniu walczyliście na ciosy? - zapytała.  - Znam te głupie rzeczy, które wasz ojciec wam powtarza  - "W twarz nie jest" Nie w twoją twarz lub kogokolwiek innego!
Moje dzieci to nie jakieś dzikie zwierzęta lub jakieś prymitywy! SĄ BRAĆMI NA LITOŚĆ BOSKĄ! NIE CHCE ŻEBYŚCIE KIEDYKOLWIEK WRACALI DO TAKIEJ WALKI, NIGDY!

   - Mamo... - zacząłem mówić, chwiejny i niepewny..  - Nie walczyliśmy tak naprawdę, to była... to była... braterska miłość.

   - Braterska miłość??! - Wrzasnął bardzo głośno, sprawiając, że podskoczyłem nieznacznie w szoku. Wzięła twarz André i odwróciła się do mnie. Jego brązowe oczy, jak moje, były szerokie i przestraszone, jak u kosmity, jego policzki były niszczone pod długimi czerwonymi paznokciami mojej mamy i jej usta otworzone jak u ryby.
   - Spójrz na tego idiotę, siniak nie był zrobiony z miłości.

   - Przepraszam... to była jego wina, on... zepsuł mój garnitur, patrz. - powiedziałem szybko, podniosłem rękę i pokazałem wiszący rękaw.
Dyszała jak w horrorze i nagle twarz mojego brata chodziła po moim ramieniu i badała rozdarcie.

   - PRZYJĘCIE ZACZYNA SIĘ ZA PÓŁ GODZINY! - warknęła, co spowodowało, że oboje podskoczyliśmy.  - Co mam z wami zrobić?!

   - Kochaj i akceptuj nas? - André powiedział. Moja mama prychnęła.

   - Nie. Nie wiem jak to zrobisz Justinie Drew, ale ale musisz znaleźć przyzwoitą kurtkę w pół godziny. - Powiedziała pokazując palcem, i odwracając się do Andre.  - A ty, lepiej kontroluj siebie ze swoim bratem. Zobaczymy jak będzie później gdy pójdziecie ze swoim ojcem.

Odwróciła się i odeszła od nas z głośnym stukotem jej obcasów roznoszącym się po całym domu.
_______________________________________
Witam! Mamy drugi part rozdziału! :D i przede wszystkim JEST JUSTIN! Cieszycie się? Ja tak. Musze przyznać, że jeszcze żadnego rozdziału ani tutaj ani w #7801 nie tłumaczyło mi się tak trudno. Więc za każdy błąd i nieczytelne zdanie przepraszam i do następnego.
enjoy

5 komentarzy:

  1. Super rozdział :) podziwiam cie bo mi było ciężko połapać sie w dialogu a co dopiero tobie kiedy to tłumaczyłaś!! Z niecierpliwością czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  2. http://weronikasiwik.blogspot.com/ zapraszam do mnie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ogarniam tego rozdziału :/ Jest strasznie dziwny i trudno go zrozumieć. Gratuluję tłumaczenia, bo musiało być to trudne.
    Czekam na kolejny :) Mam nadzieję, że już niedługo zrozumiemy o co w tym wszystkim chodzi...

    @SwagggerLove
    Swagggerlove.blogspot.com
    Lbdar.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej rozdział świetny :*
    Nie mogę się doczekać kolejnego a tymczasem zapraszam do mnie na:
    changedmyworldnathansykes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku ciężko ogarnąć... ale podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń